Numer 3 / 2015

PO śmierci Güntera Grassa, w takim piśmie jak „30 Dni”, trudno nie przywołać cytatu, który pochodzi z „Psich lat”: „Było sobie kiedyś miasto, które obok przedmieść Orunia, Siedlce, Oliwa, Emaus, Pruszcz, Święty Wojciech, Młyniska i Nowy Port miało przedmieście o nazwie Wrzeszcz. Wrzeszcz był tak duży i tak mały, że wszystko, co na tym świecie wydarza się lub mogłoby się wydarzyć, wydarzyło się lub mogłoby się wydarzyć we Wrzeszczu”.

Kiedy przed dwudziestoma laty przygotowywaliśmy, a w 1996 roku wydawaliśmy pierwszy album poświęcony Gdańskowi sprzed 1945 roku, wybierając tytuł dla naszej publikacji odwołaliśmy się do przytoczonego cytatu z „Psich lat”. To w skojarzeniu z Grassowską frazą – „Było sobie kiedyś miasto” – na pierwszym albumie, a potem w całej serii pojawiło się nasze „Był sobie Gdańsk”. Nie było nam trudno uwierzyć, że Wrzeszcz, czy Gdańsk, są miejscami uniwersalnymi, w których wydarza się lub wydarzyć może się wszystko, „co na tym świecie wydarza się lub mogłoby się wydarzyć”.

Dzięki Günterowi Grassowi i jego powieściom Gdańsk stawał się miejscem szczególnym, w którym odsłania się i odbudowuje rzeczywistość jednocześnie odległa i bliska. Odległa czasem historycznym i nieodwracalnością historycznych katastrof, bliska, gdyż otwierająca siłą słowa nowe przestrzenie wyobraźni i odczuwania.

Grzegorz Fortuna